Odpływam. Ósmy raz układam książki w stosik, aby postawić je na półce. Spod stołu wychylają się rozrzucone płyty. Gdzieś obok leży butelka z sokiem, który bezwstydnie skapuje na wykładzinę. Szklany stół już dawno przeszedł najśmielsze wyobrażenia Durczoka i na usta cisną się same mocne określenia. Ja od kilku godzin marzę tylko o chwili ciszy, 15 minut mi wystarczy, nie będę wymagająca. Dzwoni telefon – pierwszy, trzeci, piąty; Kochani, pamiętają o moich urodzinach. Rozmawiam, dziękuję, siadam w fotelu i odlatuję. Przez pół godziny patrzę na słońce, które przebija przez firanki i słyszę, jak kolejny raz Pola rozrzuca książki po salonie. Moja fryzura mogłaby konkurować z fryzurą Cruelli demon. Po przedpołudniu spędzonym z dzieckiem nie rozróżnilibyście mnie a Toma Hanksa z roli w Cast Away, generalnie przeprawa przez nasze dni wygląda podobnie.
Kosmiczna energia, która rozpiera moją córkę porządnie daje mi w kość. Ona zaczyna jęczeć, ja zaczynam płakać. W głowie mam zaległe maile, na które miałam odpisać kilka dni temu i orientacyjnie liczę sesje, które jeszcze czekają na spotkanie z Photoshopem, na co muszę poświęcić wiele ładnych godzin sam na sam z komputerem. Myślę, jak ogromną ulgą byłoby, gdyby ktoś zaufany teraz zabrał Ją na spacer, abym mogła chwilę odsapnąć.
W piątek odwiedza mnie koleżanka: – „Kochana, Ty musisz mieć chwilę dla siebie.”
Kto jak kto, ale ja wiem to najlepiej. Staram się nie zapominać o czasie poświęconym sobie, ale bardzo łatwo popaść w błędne koło spraw, które stale są na liście TO DO. Które wiszą nad głową i budzą poczucie winy, kiedy robię sobie przerwę na swoje przyjemności.
Zakładam szpilki, prasuję sukienkę, idziemy we dwie na najlepszą pizzę na starówce. Połykam powietrze i łapię wzrok mijających mnie ludzi. Plan na następny wieczór – Polę przechwytuje babcia z dziadkiem, a ja z Leszkiem i znajomymi ruszam na drinka. Znowu sukienka, czerwone usta, perspektywa 15 godzin zapętlenia Kazika „Gdy nie ma dzieci w domu…”.
Znajomi (jeszcze bez dzieci) śmieją się z naszej dzikiej radochy. A my po powrocie do domu ostentacyjnie hałasujemy, włączamy serial i mamy ubaw, bo nie musimy przemykać po ciuchu. Przypuszczam, że tę abstrakcję zrozumieją tylko inni rodzice półtoraroczniaka.
Następnego dnia biegnie do mnie z otwartymi ramionami krzycząc „ma ma”, a ja przytulam Ją, całuję po rączkach czując, jak mocno się stęskniłam. I myślę, że ta przerwa jest potrzebna dla zdrowia nas wszystkich.
16 Comments
My właśnie z mężem rozmawialiśmy o naszym dzisiejszym wyjściu na wesele przyjaciółki. Pierwsze od pojawienia się Krzysia. Obecnie Maleństwo jest z babcią na spacerze, a nam jakoś dziwnie, że go nie ma obok. Uzależniłam się chyba od własnego dziecka :)
Nam też na początku było nieswojo :)
Wiecie mnie taki dół dopada jak mam coś ważnego do zrobienia w pracy i termin się praktycznie kończy. Pracuje w domu. Moje ma 1 rok i 4 miesiące. Liczę że uda mi się skończyć pismo a tu maleńka w ogóle nie wybiera się na drzemkę. Jestem nerwowa zdolowana i płacze. Wiecie co po prostu nie potrafimy się dziewczyny zorganizować. Można kogoś zatrudnić na poranne spacery, ale my nie, dam radę sama. Chcę być najlepszą matką a później rycze z bezsilności
No właśnie… ja też jestem z tych ryczących z bezsilności, bo zbyt wiele biorę na siebie. Właśnie jesteśmy na etapie poszukiwania dodatkowej opieki.
Kochana…jestem tutaj po raz pierwszy, ale ujęłaś mnie za serce
Bardzo chciałabym już być mamą, ale zdaję sobie sprawę jakie to wyzwanie, co mnie czeka, że wszystko się zmieni w moim życiu i przede wszystkim będzie to niesamowity sprawdzian dla mnie. Dla nas. Dlatego dziękuję Ci z całego serca za ten wpis, naturalny, prosto z serca, szczery, pokazujący że każdy z nas potrzebuje odrobinkę czasu dla siebie
Jak ja doskonale Cię rozumiem! I do tego wszystkiego zdejmowanie Wronka ze stołu, z ławy, z komody… wspinaczka to jego ulubiona rozrywka ostatnio.
A i u nas to samo ;p
Jak to znajomo brzmi :) Ten płacz z bezsilności, chęć wyrwania się z tego kołowrotka codzienności, oj bliskie to memu sercu! Pozdrowienia i kilku chwil wytchnienia! p.s. Wspaniale tak stęsknić się za swoim Łobuzem :)
Ja w zeszłym tygodniu miałam załamkę i płakałam chyba równo z Polą… Najważniejsze, aby zdać sobie sprawę, że nie wszystko musimy robić same, a mała pomoc jest bardzo istotna ;)
I wcale nie musimy być perfekcyjne :)
Cokolwiek napiszesz to jakbym czytała o sobie. Uwielbiam Cie czytać, bo cudownie przelewasz tu co mi siedzi w głowie. dobrze jest wiedzieć że nie tylko u mnie huragan przechodzi przez mieszkanie, a osoby bez dzieci nie rozumieją tekstu „przepraszam za bałagan”.
Mama 1,5rocznika nadwyraz energicznego, zupełnie jak Pola :-)
Bardzo mi miło!
Doskonale Cię rozumiem i gratuluję wpisu. Każdemu się wydaje, że mamy są cyborgami, które nie mają prawa marzyć o własnych sprawach i przyjemnościach. A przecież miałyśmy udane życie także przed dziećmi. Ps: pozdrawiam spod Lublina, lubię Pani wpisy, jakoś mi do nich blisko ;-)
Ja jestem zdania, że każdej matce z urzędu należy się cotygodniowy masaż ;p
Pozdrawiam!
Karolino bardzo fajne wyznanie. Czytając Twoje posty miałam trochę wrażenie, że jesteś mamą, która absolutnie nie zostawia swojej pieluchy nikomu i nigdy. Moje dziecko jest jak cygańskie trochę, ale to wynika z tego, że nadal studiuję, a Lil ma mega wyrozumiałych dziadków mieszkających pod drugiej stronie ulicy:) Przerwa jest potrzebna zawsze, a ja mam dokładnie to samo wrażenie potem- stęskniłam się, odpoczęłam i nabrałam chęci:)
Muszę przyznać, że bardzo pomagają nam dziadkowie Poli. Często sprzedajemy ją popołudniami. Nie wiem, co zrobiłabym bez teściowej, jest najlepsza :) Teraz rozglądamy się za kimś, kto mógłby do niej wpadać rano, kiedy ja też jestem najbardziej produktywna i chciałabym trochę popracować.
Leave a Reply