Cześć! Mam kilka sielankowych kadrów z naszego październikowego spaceru po lesie. Aura zdecydowanie staje się coraz bardziej zimowa, dlatego miło popatrzeć na odrobinę słońca chociaż na zdjęciach. Mój dylemat pt. publikować, czy nie publikować przeciągnie się zaraz do 2028. Wrzucam posta za ciosem, bo obrabiam obecnie ponad 6000 zdjęć z ostatniego weekendu, więc tych 30 nie robi różnicy ;) Mam zresztą do nich wyjątkowo ciepły sentyment, bo i humor w tym lesie miałam jakiś zacny :)
Drogi pamiętniczku, zachowaj te słoneczne uśmiechy, zapach lasu i grzybów, długie spacery bez celu, rozwiane włosy, fotografie robione przez 6-letnią córkę i wspomnienie pizzy jedzonej siedząc w otwartym bagażniku gdzieś w szczerym polu.
Cześć dziewczyny, mam nadzieję, że u Was wszystko dobrze. Po dwóch latach przerwy od blogowania mam poczucie jakbym zaczynała od początku :) U nas sporo zmian, co stopniowo zdradzałam już na instagramie.
Dlaczego mnie nie było, co się u nas działo? W 2017 roku czułam, że potrzebuję przerwy od bloga i w zasadzie od ciągłego bycia online. Potrzebowałam resetu, odpoczynku, aby odświeżyć głowę i zastanowić się nad sensem tego co tworzę, co pokazuję w internecie.
Wolna głowa zawsze generuje nowe pomysły i tak oto postanowiłam spełnić swoje odległe wówczas marzenie – stworzyć własną markę odzieżową. Kiedy nabierałam wiatru w żagle i wkręciłam się w produkcję blog leżał odłogiem. Prototypy już uszyte, materiały pozamawiane i ja pełna życia. Pełna życia w przenośnym i dosłownym tego słowa znaczeniu. W czerwcu dowiedziałam się, że jestem w trzeciej ciąży. Teraz tak sobie myślę, że to był idealny moment. W związku z moim stanem utwierdziłam się w przekonaniu, że całą ciążę chcę przeżyć offline. Moim czytelniczkom należą się przeprosiny, ponieważ kompletnie Was nie uprzedziłam o przerwie i wiele z Was do mnie pisało, z kilkoma rozmawiałam i na szczęście doskonale mnie rozumiałyście :) Miałam ogromną potrzebę odcięcia się od absolutnie wszystkiego, I swoją drogą… dałam sobie na to kompletne przyzwolenie.
W lutym 2018 urodziłam trzecią córeczkę Sarę, Stałam się potrójną mamą w wieku zaledwie 27 lat ;)
Zdaję sobie sprawę, że pokazywanie uroczych sesji niemowlęcych stało się ostatnio bardzo modne. Zwłaszcza na moim blogu mogłabym to fajnie „ugryźć”, ale jakoś tego nie czułam. Finalnie z pierwszego roku życia Sary bardzo niewiele zdjęć trafiło do internetu.
Zalewająca fala influencerów sprawiła, że zaczęłam głębiej dostrzegać jakiś taki… przesyt. Co za tym stoi – zaczęłam mocno analizować jaką ja konkretnie daję ludziom wartość. Zaczęłam się zastanawiać PO CO inni mają oglądać moje zdjęcia rodzinne, moje dzieci, moją prywatę. I paradoksalnie im więcej mam dzieci, tym dalej mi do tego parentingu :D No bo kurczę, hej! Ja chcę być kobietą! A nie wyłącznie mamą.
Proces zmian we mnie spowodował naturalnie, że i blog będzie teraz wyglądał trochę inaczej. Z pewnością nie deklaruję już regularnych i częstych postów. Całą moją energię wkładam teraz w produkcję mojej linii ubrań, a jest z tym ogrom pracy. Oczywiście jak to ja – wkręciłam się w to totalnie na u.macierzyńskim, co było słabym pomysłem, ale o tym może jeszcze kiedyś Wam opowiem ;p Poza tym mam jeszcze jeden cel – dzielenie się procesem powstawania mojej marki, chciałabym pokazywać zaplecze tego, co robię. Do tego chcę wykorzystać Youtube. Zostawiam Was z moim pierwszym nagraniem. Niesamowicie cieszę się, że znów tu jestem, czuję sentyment i ulgę, że mam to za sobą :D
Na moim kanale Youtube pojawił się kolejny film z serii Travel Vlog. Najdłuższy i najbarwniejszy jak dotąd. Zobaczycie w nim nasz pokój hotelowy, zakupy w Marshalls, gdzie pokazuję za jaki ułamek (polskiej) ceny kupicie tam torebki Michael Kors czy Ralph Lauren, a także nasze podboje Atlantic City z tańcami na promenadzie włącznie. Koniecznie zobaczcie, bo napracowałam się przy nim jak szalona i pojawiło się w nim mnóstwo momentów, których nie złapaliśmy na zdjęciach ;)
Oczywiście zapraszam też na fotorelację poniżej.
Po niespełna tygodniowym pobycie w NYC ruszyliśmy do Filadelfii. To piękne miasto, chociaż nie dane nam było zobaczyć wiele więcej niż okolice naszego hotelu. Zdecydowaliśmy się zarezerwować kilka nocy w hotelu Warwick, który serdecznie polecam. Ten piękny hall zrobił na nas ogromne wrażenie.
Tuż przed przyjazdem do ww. hotelu spędziliśmy dwie noce w motelu. Niestety poza fotogenicznym, nieczynnym barem i basenem, na którym dzieci mogły się wyszaleć, nie było tam nic spektakularnego.
Po Filadelfii nadeszła pora na skrawek plaży, który zabukowaliśmy w Atlantic City.
Poniżej widzicie kraby z muszelkami pomalowanymi w każdy możliwy sposób. Takie kraby można było kupić w zestawach z małą klatką i akcesoriami.
Dzieciaki kiepsko zniosły ciągłą zmianę miejsca zamieszkania i nie mogły uregulować godzin drzemki. Musieliśmy wykrzesać z siebie jeszcze więcej cierpliwości i siły. Momentami było ciężko. Jeszcze przed przyjazdem do Atlantic City przebukowaliśmy nasze bilety powrotne na wcześniejszy termin. To była bardzo dobra decyzja.
Całe miasto posiada ciekawy styl i typowo filmowy według mnie klimat.
Głowny chodnik (promenada) miasta wygląda jak z Zakazanego Imperium. Jednego z moich ulubionych seriali :)
I na koniec nasz beznadziejny hotel, którego nazwy nie pamiętam. Styl miasta oddaje tylko z zewnątrz. W środku tandeta i dżem z saszetki.
Koniecznie zobaczcie także nasze poprzednie vlogi:
W następnych filmach z serii Travel Vlog wrócimy do Nowego Jorku!
Zdjęcia i filmy z tego wpisu zostały wykonane aparatem Olympus OM-D E-M10 z obiektywem 14-42 mm
oraz Canonem 5D Mark II z obiektywem Canon 16-35 mm