Ostatni wpis był 25 sierpnia, serio? Kiedy to było ;)
Pamiętam, że po urodzeniu Poli byłam jak w jakimś letargu, miałam mnóstwo energii, potrafiłam siedzieć przy komputerze do 3-4…5 w nocy i obrabiać sesje, które wcześniej robiłam u siebie w studio jedną nogą bujając nosidełko z dzidziusiem. Łapałam wiele srok za ogon spełniając się jednocześnie w kilku rolach.
Wiecie, że teraz miałam dokładnie tak samo? Takie permanentne uczucie przypływu energii, bo przecież – ja nie muszę spać! o, poprzestawiam meble! i umyję podłogę w niedzielę o 8 rano, a w międzyczasie nastawię 2 prania i jeszcze jedno zrobię ręcznie. Serio. Szkoda, że fajerwerki trwały tylko jakieś 3 tygodnie, bo już bym uznała, że urodzenie sobie dziecka jest najwydajniejszym sposobem na życie. Niestety po tym okresie nadchodzi tzw. burza hormonalna, a wtedy te fajerwerki są już całkiem inne.
Przeklepuję 3 po 3 z jakiegoś pro serwisu parentingowego, bo nie wymyślę dziś tylu tak mądrych słów na raz:
Tuż po porodzie w organizmie następują dynamiczne zmiany hormonalne, oddziałujące na emocje i samopoczucie. Oksytocyna i endorfiny sprawiają, że szybko zapominasz o bólu związanym z porodem. Jednak po kilku dniach poziom tych hormonów spada. Wydziela się prolaktyna, intensywnie waha się poziom hormonów tarczycy i nadnerczy. Średnio do 7 dnia po porodzie gwałtownie do poziomu fizjologicznego spada poziom hormonów płciowych – estrogenu i progesteronu. Doświadczasz przypływu silnych i zmieniających się uczuć – od spełnienia i radości przez niepokój, rozbicie, lęk i smutek, doskwiera ci poczucie braku kontroli nad sytuacją, masz obniżony nastrój. Te sprzeczne emocje dominują i trudno jest ci nabrać do nich dystansu. Często płaczesz, łatwo się wzruszasz, martwisz się o to, czy będziesz dobrą mamą, jak poradzisz sobie z dzieckiem. Możesz mieć poczucie, że nie dasz rady, że opieka nad dzieckiem cię przerasta.
Znacie to? To zmiany hormonalne, trochę bardziej odczuwalne niż zazwyczaj przed okresem. Teraz już wiecie dlaczego ostatni wpis był 25 sierpnia? :)
Nie, nie mam depresji poporodowej, nic z tych rzeczy! Jestem zakochana najbardziej na świecie i cierpliwości i świadomości mam o niebo więcej, niż po pierwszym porodzie. Ja po prostu chcę… cały czas spać.
I nawet jak wymyślę sobie w ciągu dnia ambitne zajęcie, to jest ono okupione hektolitrami kawy albo czas przecieka mi przez palce i z 7 rano robi się 7 wieczorem, a ja zastanawiam się, co wydarzyło się przez ostatnie 12 godzin, bo ja tylko zdążyłam umyć zęby i 136 razy nakarmić i przewinąć Emilkę (w sumie całkiem sporo zdążyłam). Także z energii, która mnie rozpierała zostało niewiele.
Fakt, że gdy wczoraj szykowałam wyprzedaż szafy Poli, to zdarzyło mi się wybuchnąć płaczem biorąc do ręki jej zimową kurteczkę – bo ona tak szybko rośnie (i fakt, że takie sytuacje są co drugi dzień, ewentualnie płaczemy wszystkie 3 na raz), ale już powoli włączam się do życia.
Najważniejsze, żeby odnaleźć się w tej sytuacji. Odnaleźć SIEBIE i dać sobie czas na spokojne dopasowanie rytmu. Szczerze mówiąc teraz, przy drugim dziecku jest mi łatwiej i nawet w sytuacji stresowej szybko włącza mi się lampka z napisem Relax, take it easy.
Przy okazji chciałabym Wam podziękować za wszystkie wiadomości, które od Was dostaję <3 Staram się odpisywać na wszystkie na bieżąco. Także mimo, iż na blogu spokój, to cieszę się, że możemy pogadać prywatnie i podzielić się swoimi historiami. Czytelniczki roku!
2 Comments
Mój Wiktror urodził się 28 lipca więc tylko kilka dni wcześniej niż Emi i … mam dokładnie tak samo – radość przez łzy z byle powodu. I choć starszy syn ma już 5 lat i bardzo pomaga to najchetniej nie wychodziłabym z łóżka, całe foldery zdjęć ślubnych czekają na przerobienie, sezon nadal trwa i za tydzień muszę wracać do pracy…a weny zupełnie brak i łzy cisną się do oczu na myśl o rozłące na dłużej niż 2 godziny. Ale wierze, że dość szybko to minie i bomba energetyczna powróci ;-) czego i Tobie życzę :) pozdrawiam Aga
Skąd ja to znam heheheheh
Szkoda, ze tak mało się o tym mówi, że nie informuje się kobiety w ciąży, że taki spadek nastroju może się wydarzyć. Kiedy mnie to dopadło myślałam że jestem jedyną na świecie wyrodną matką, ze sobie nie radze, nie mam na nic siły itp
Buziaki dla Was dziewczyny
Leave a Reply