Pamiętam, kiedy wijąc się w skurczach szłam wzdłuż porodówkowej, niekończącej się ściany. Nie mogłam się doczekać, kiedy w końcu zobaczę Polę. Asia wtedy spokojnie leżała już na korytarzu przy najbliższej rodzinie tuląc dziecko w rękach. Mój ból był coraz silniejszy…
Zdołałam wykrztusić tylko: -zazdroszczę.
W odpowiedzi usłyszałam : -współczuję.
Tak rozpoczęła się nasza krótka porodówkowa znajomość (pamiętasz?:)
Urodziłam 2 godziny po niej i również współczułam koleżankom, które ten ból miały jeszcze przed sobą. Ale – pierwsze chwile z dzieckiem wynagradzają wszystko.
Asia leżała koło mnie na sali, wśród innych 7 kobiet. Po wyjściu ze szpitala straciłyśmy kontakt, żeby po 8 miesiącach… spotkać się na kawie, u mnie. Trafiła na bloga i od razu napisała. Świetnie było się zobaczyć, powspominać i pośmiać się z reakcji naszych córek, kiedy z zainteresowaniem patrzyły na siebie w nieruchomym skupieniu.
19 Comments
Siedem kobiet na sali? Brzmi znajomo :)
Pozdrowienia!
Ja do dzisiaj (niemal 7 lat) kumpluję się z koleżanką z sali poporodowej. A jej mąż do dzisiaj dogryza mojemu, że położna drzwi nie domknęła i widział mnie w całej okazałości :P
Przy drugim porodzie nie utrzymałam kontaktu z dziewczyną z sali, chociaz nie pwoiem, przez kilka miesięcy dzowniłyśmy do siebie.
Utrzymuję kontakt z kilkoma koleżankami z patologii :) Bardzo sobie cenię te znajomości :) Zawsze jest z kim spotkać się na kawę właśnie.
Kochana, czytałam ze wzruszeniem Twój post, bo od razu przypomniałam sobie mój poród i koleżankę, z którą leżałam przez 4 dni na sali, ale kontaktu niestety nie mamy. Szkoda bo doskonale się dogadywałyśmy. Zaraz po pobycie w szpitalu spotkałyśmy się w sklepie, ale byłam wtedy taka zakręcona, że nawet nie pomyślałam o zapytanie o nr telefonu, a tyle wspólnych chwil nas dzieli. Zapraszam Cię również do przeczytanie mojego nowego postu – dotyczy matek, które nie karmią. Mam nadzieję, że przypadnie Ci do gustu, bo jesteś moim blogowym guru ;)
Piękne zdjęcia. Choć nie jestem matką, to chętnie dla tych zdjęć właśnie tu przychodzę. :)
Świetne dziewuszki :)
Ja też mam taką koleżankę- na szkole rodzenia zawsze siedziałyśmy obok siebie zamieniając parę zdań, a potem spotkałyśmy się na porodówce :) obie urodziłyśmy w Boże Ciało i śmiałyśmy się, że nasze dzieci takie grzeczne jak Ksiądz i Zakonnica :) Dalej się spotykamy i super jest patrzeć jak maluchy „razem” się bawią :D
Ja miałam pecha co do współlokatorki z sali w szpitalu. Bardzo kiepsko wspominam dzielenie z nią pomieszczenia w pierwszych dniach po porodzie – strasznie panikowała, przesiadywała u niej od rana do nocy cała rodzina (ba, nawet wino sobie otworzyli – w szpitalu!).
Fajnie, że Wy i Wasze córki spotkałyście się po takim czasie. Warto mieć bloga!
Winko w szpitalu?! ;D nie traciła czasu. Współczuję sytuacji, domyślam się, że to mało komfortowe.
Jaka świetna historia! Dzieciaki cudowne :) pozdrawiam
Jako studentka poloznictwa z ciekawosci zapytam…dlaczego Lubartowska?:)
Hmm bez większej filozofii. Po prostu o różnych szpitalach słyszałam dużo różnych rzeczy, a ten miał najmniejszy odsetek tych niepokojących :) Z resztą ja i Leszek też się tam urodziliśmy.
Doskonale rozumiem:) mialam praktyki na wszystkich porodowkach w Lublinie i powiem szczerze, ze szpital na Lubartowskiej najbardziej mi sie spodobal. Ale wiele osob ma o nim wyrobiana negatywna opinie, jakies dziwne plotki kraza:)
Lubartowska to jeden z lepszych szpitali do rodzenia, plotki złe krążą bo nie oszukujmy się o ile porodówka jest nowa tak sale mają dużo do życzenia. Sam fakt 7 kobiet na sali, brak łazienki w sali, wszystko stare . . . ale tak samo jak autorka tak i ja urodziłam się tam , moje 2 dzieci, moja mam była tam pielęgniarką i chwali się opiekę zarówno lekarzy jak i położnych:)
tezpamiętam znajomą z porodówki, niestety nie mam kontaktu:( ale jesteśmy zapisane do tej samej przychodni,więc może kiedyś?:)
co do Bubiego mego, to jest również większy od swych równieśników, nawet ma wuja który jest tylko 2 miesiące starszy i to jest od niego większy :D hihi
Najfajniejsza była reakcja dziewczyn „czy my się przypadkiem gdzieś nie widziałyśmy?” ;D Gapiły się na siebie i ani drgnęły, minęła chwila i przekrzykiwały się jedna przez drugą, jak to baby.
Pola ma tylko więcej tłuszczyku, a dziwne, bo ważą tyle samo. Przy moim wzroście raczej nie ma co liczyć, że wyrośnie na modelkę ;]
Ja nie wiem ale kolejna podobna historia do mojej. Bylo to prawie 5 lat temu . . . po urodzeniu mojej Alicji leżałam na sali obok pewnej dziewczyny. Wśród 7 kobiet na sali ( pewnie rodziłaś tam gdzie ja . . . Lubartowska?;) Ona wydała się najfajniejsza. Kilka wymienionych zdań i mam przyjaciółkę po dziś. Spotkałyśmy się jak nasze córeczki miały 3-5 miesięcy,dziewczynki urodziły się w tym samym dniu, dziś mają prawie 5 lat i to jedne z najlepszych koleżanek;) Takie przyjaźnie warto pielęgnować! Pozdrawiam!
To świetnie, że utrzymujecie kontakt. Ja do tej pory mam znajomego, z którym znam się od urodzenia. A najlepsze, że jemu urodził się syn – 2 dni po mojej Poli. Niezły zbieg okoliczności.
Tak, rodziłam na Lubartowskiej ;)
Tylko na Lubartowskiej lezy się po 7 osób na sali haha dlatego zgadłam:P
Muszę Ci powiedzieć że mój Janek (9m) miał okazję poznać Twoją Polę na Andrzejkach;) ale niestety nie udało nam się wybrać na nie;) Ciocia Ula chciała ich zeswatać haha ale może kiedyś . . . Pozdrawiam!
O widzisz ;D Czyli na pewno się jeszcze poznamy!
Leave a Reply