Sala zabaw. Kiedy byłam mała, takie miejsce, to był istny raj. Po stokroć uwielbiałam zwiedzać zakamarki kolorowych budowli i nigdy nie chciałam stamtąd wychodzić. Wczoraj pod pretekstem wybawienia mojego młodszego brata pojechaliśmy do lubelskiego Koziołka. Na wejście zaatakował nas kolor i radosne okrzyki hasających dzieciaków.
Filip, co prawda jeden z młodszych, ale nieźle sobie radził pokonując przeszkody czasem popychany przez biegających starszaków. Pola z oczopląsem patrzyła na to, co działo się wokół. Obserwowała bawiące się dzieci przygotowując się do tej samej roli za kilka lat. Za punkt honoru wzięła sobie smakowanie zabawek jedna po drugiej. Oblizywała wszystko, co znalazła w swoim zasięgu, więc tym samym mamy za sobą ostrą próbę jej odporności…