Długa droga przez zimowy las, mroźny wiatr, zamarznięte mazaje na szybach samochodu, -15, przestrzeń. Gdzieniegdzie zgrzyta śnieg, zanim zdąży zamienić się w lód. Za chwilę podjeżdżamy na podwórko, widzimy kamienno-drewniany domek, witają nas dwa radosne psy z zamarzniętymi wąsami. Opatulamy Polę w koc, a uśmiechnięta Magda prowadzi nas w stronę wybiegu dla koni. Witamy się z Chabrem, Dionizosem i innymi pięknościami obrośniętymi bujną, zimową sierścią.
Zziębnięci biegniemy do domku na herbatę i przez okno obserwujemy konie, które właśnie zajadają swój obiad. Ogrzewamy się przy kominku, by za moment znów stanąć z nimi twarzą w „twarz”.
Jestem zauroczona i głaszczę po nosie każdego, do którego zdołam podejść. W tak bliskiej odległości z koniem byłam ostatnio będąc w podstawówce. Muszę to nadrobić i zapowiadam się, że wrócę do STAJNI na wiosnę.
Pola zupełnie niewzruszona wyciąga do nich rączki i zaciekawiona obserwuje każdy ruch grzywy i ogona. Jedynie mróz daje się we znaki, więc nie możemy pozwolić sobie na dłuższą znajomość.
Wracamy do siebie i wyobrażamy sobie jak zmieniłoby się nasze życie mieszkając w takim miejscu – daleko od miasta. Dzisiaj przestrzeń zamykamy na zdjęciach.
Pola:
płaszczyk, buty – zara
czarne legginsy – H&M
szalik-komin (moja opaska – primark)